KOZA
Zamierzałem pół-żartem poskarżyć się na niespodziewane i gremialne zakończenie owego „snu zimowego” Szanownych Klientów, nawet znalazłem odpowiednią ilustrację - a tu nagle… Słowem, nigdy nie ma tak, żeby nie mogło być bardziej. Jak w dowcipie o kozie.
Od ponad tygodnia mam nieprawdopodobne spiętrzenie prac. Wszystkie pilne, wszystkie na wczoraj, wszystkie od Przemiłych Klientów, którym nie sposób odmówić. Wszystkie wymagające zastanowienia i uważności. A doba to nadal tylko 24 godziny!
Wydawało się, że nie może być gorzej.
Ale oczywiście mogło. W nocy obudził mnie kapiący z sufitu, tropikalny deszcz. W mieszkaniu piętro wyżej, którego lokator wyjechał za granicę, pękła rura ciepłej wody.
Zasłoniłem jak się dało komputery i książki, pozamykałem systemy i po zaalarmowaniu gospodarza domu, resztę nocy spędziłem z mopem w ręku.
Dziś rano uruchamianie roboczego serwera - z maszynami wirtualnymi, z wszystkimi projektami, pocztą, z ustawionym „warstatem” pracy - dostarczyło mi emocji porównywalnych z kulminacyjnym momentem najlepszego horroru.
Tak, mogło być gorzej. Na szczęście sprzęt komputerowy nie doznał uszczerbku. Wygląda na to, że jedynie mieszkanie wymaga remontu. Dużo zleceń i Szczodrych Klientów okazuje się więc jak znalazł.